23 September 2005

Makdonaldyzacja wspinania

Czy wspinanie się makdonaldyzuje?

Czym jest makdonaldyzacja? Jeśli przytoczyć definicję to jest to: proces, na mocy którego zasady prowadzenia restauracji szybkiej obsługi upowszechniają się, zagarniając coraz większe połacie życia społecznego?(1). Wszyscy chyba się zgodzą, że nie tylko zbiorowe żywienie zostało zmakdonaldyzowane lecz także służba zdrowia, usługi bankowe, oświata, sprzedaż detaliczna.

            Co charakteryzuje makdonaldyzację i dlaczego termin ten łączę ze wspinaniem? Otóż makdonaldyzację określają takie czynniki jak efektywność, kalkulacyjność i przewidywalność (2). Wszystkie te cechy można dostrzec w dzisiejszym wspinaniu.

            Po pierwsze: efektywność.

McDonald's proponuje 'efektywność', czyli optymalną metodę przejścia od jednego punktu do następnego, czyli od głodu do jego zaspokojenia. Wszystko to odbywa się kosztem jakości produktu. Liczy się jedynie ilość: sprzedać dużo, szybko i z maksymalnym zyskiem. Woody Allen w jednym ze swoich filmów stworzył świat przyszłości, w którym obywatele jutra mogli wchodzić do maszyny zwanej orgazmotronem i przeżywać orgazm, nie tracąc czasu i energii na stosunek płciowy, nie wspominając o takich 'energochłonnych' czynnościach jak szukanie partnera i zaloty. We wspinaniu przejawy 'efektywności' dostrzec można w wyprawach komercyjnych. Klient wypraw w Himalaje to przeważnie manager w dużej firmie lub właściciel własnej. Nie ma on ani czasu ani ochoty na takie czynności jak nauka wspinania, przygotowanie wyprawy od strony formalnej, dobór sprzętu, zakup jedzenia itd. Ma być szybko i efektywnie: przewodnik i Szerpowie wprowadzają na szczyt i z niego sprowadzają, w międzyczasie stawiając obozy, gotując, zapewniając rozrywkę i komfort w bazie: DVD, mikrofalówki, gry Nintendo. Po zdobyciu szczytu (lub nie) manager wraca śmigłowcem i samolotem do biura.

            Przykładem 'efektywności' są również wyprawy typu: '3 czterotysięczniki w 4 dni'. Tutaj także klient ma umożliwione zaspokojenie potrzeb szybko i z małym wysiłkiem. Jeden długi łikęt i 3 szczyty w kieszeni. Ale gdzie PRZYGODA?

            Po drugie: przewidywalność.

            Społeczeństwo zmakdonaldyzowane kładzie nacisk na dyscyplinę, porządek, systematyzację, formalizację, rutynizację, stałość i metodyczność zachowań. W społeczeństwie takim ludzie lubią wiedzieć, co ich za chwilę spotka. Nie pragną i nie oczekują niespodzianek. Chcą mieć pewność, że zamawiając dziś 'Big Maca', otrzymają hamburgera takiego samego jak wczoraj i takiego samego jak jutro (1).

            We wspinaniu 'przewidywalność' najbardziej wyrazista jest w szeroko poruszanej kwestii 'obijać Zerwę, czy nie?'. Zwolennicy spitowania w górach chcą by było szybko, lekko, bezpiecznie i w razie czego wycof był łatwy i bezproblemowy. Jednym słowem chcą by było przewidywalnie. Kosztem wyeliminowania konieczności myślenia ('hmm... ile wziąć jedynek?', 'Czy ten friend tu wlezie?') oraz niespodzianek jest eliminacja przygody. Przepinanie się od spita do spita przypomina taśmę montażową - cykl ciągle tych samych czynności, wykonywanych w ten sam sposób. Nie ma tu miejsca na improwizację i na coś niespodziewanego.

            Drugim objawem 'przewidywalności' jest wspinanie się RP powiązane z długotrwałym patentowaniem drogi. Ludziom nie związanym ze wspinaniem sport ten kojarzy się z wolnością, z pokonywaniem barier, z przygodą z dużą dawką adrenaliny. Długie wiszenie na drodze i mozolne poznawanie ruchów i ustawień przeczy wszystkim tym wartościom. Bo gdzie w tym jest przygoda, jeśli jeden z najlepszych w Polsce skałkowców patentuje jedną drogę przez cały sezon? Gdzie tu miejsce na wolność, na adrenalinę, na 'zmaganie się z nieznanym'? To prawda, nikt nie kwestionuje ogromu pracy włożonej w zrobienie drogi w taki sposób, jednak brak choćby najmniejszego pierwiastka 'nieznanego' sprowadza ten sport wręcz do pracy biurowej ze ściśle określonym harmonogramem zajęć i formularzami do wypełnienia.

            Po trzecie kalkulacyjność.

            Makdonaldyzacja kładzie akcent na rzeczy, które daje się obliczyć, policzyć, ująć ilościowo. W istocie, ilość (zwłaszcza duża) staje się surogatem jakości (1). Akcentowanie ilości występuje zarówno przy procesach (powiedzmy, produkcyjnych), jak i wynikach końcowych (na przykład towarach). W przypadku procesów akcentuje się tempo (np. nowy rekord drogi! - 2 h 13 min) a w przypadku produktów końcowych liczbę otrzymanych towarów (26 wyciągów w tym osiem o trudnościach 8a i wyżej!). Pojawia się tutaj pojęcie 'cyfry' i związane z tym 'wspinanie dla cyfry'. Liczy się wynik. Liczba ośmiotysięczników na koncie, osiągnięta wysokość, najlepszy RP czy OS. 100 lat temu ludzie chodzili w góry dla widoków, przeżyć, przygody. Dziś liczy się wynik. Wyprawa zakończyła się fiaskiem jeśli nie stanąłeś na szczycie, wyjazd był nieudany jeśli spadłeś z trudnego OS-a. Nie kwestionuję tutaj robienia rzeczy trudnych, dążenia do tego by 'niemożliwe stało się możliwe'. Rozumiem, że człowiek ma wbudowany imperatyw, który każe mu wyżej, dalej i szybciej. Jednak gdy 'cyfra' staje się celem samym w sobie, cała zabawa we wspinanie przestaje mieć jakikolwiek głębszy sens. Na jednym z wyjazdów poznaliśmy wspinacza, o którym mój kolega powiedział, że po pięciu minutach znajomości poznał jego cały 'zeszycik': wiedział jakie ten zrobił drogi, o jakim stopniu trudności i w jakim stylu. Akcentowanie ilości zwykle odbija się ujemnie na jakości. I chodzi mi tutaj o tę jakość, dla której każdy z nas zaczynał się wspinać: ludzie, przyroda, przygoda, walka z samym sobą i ze swoimi słabościami. Te wartości gdzieś się gubią, a pojawiają się takie 'zdobycze' jak ogranicznik oraz kucie i podkuwanie chwytów.

            Czas na odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Jednak ja na nie nie odpowiem. Sam jestem w środku 'żelaznej klatki makdonaldyzacji' - wspinam się tylko w skałach i tylko na obitych drogach. I co najdziwniejsze: lubię to!

1)     George Ritzer 'Mcdonaldyzacja społeczeństwa'

2)     Max Weber 'Ekonomia i społeczeństwo'

0 comments
Favorites